
Zdobywamy szczyty...
W niedzielny wieczór 22.09.2013 r. jako duszpasterstwo młodych PORT wyjechaliśmy do Polski, aby spędzić kilka wspólnych dni w górach: zdobywając szczyty, zwiedzając miejsca historyczne, wsłuchując się w Słowo Boże i odnajdywać Boga w drugim człowieku.
Szczyt pierwszy: Jasna Góra
W poniedziałek z samego rana dojechaliśmy do Częstochowy na Jasną Górę. Pobyt zaczeliśmy Mszą św., podczas której usłyszeliśmy jak ważne jest nasze świadectwo tam gdzie żyjemy i aby się nie wstydzić swojej wiary. Każdy z nas także złożył swoje prośby i podziękowania u naszej „Mamy”. Po śniadaniu w domu pielgrzyma zaczeliśmy zwiedzanie Jasnej Góry. Podczas zwiedzania spotkaliśmy także siostrę Marię Goretti Nowak, która napisała książkę w języku niemieckim o swoich spotkaniach z bł. Janem Pawłem II i każdemu ją podarowała. Siostra Maria urodziła się podczas II wojny światowej, została oddzielona od swojej rodziny i dorastała w domu dziecka. Jej świadectwo jest bardzo ważne, szczególnie dla nas mieszkających w niemczech, ponieważ potrafiła przebaczyć.
Szczyt drugi: Iwanicka Przełęcz
We wtorek mogliśmy się wyspać, a na porannej Mszy św. podczas kazania usłyszeliśmy o sakramentach wtajemniczenia chrześcijańskiego oraz o ich znaczeniu. Ks. Robert zadał nam tego dnia zadanie, które polegało na zabraniu małego ziarenka gorczycy, zastanowieniu się jaka obecnie jest nasza wiara i zasadzeniu go na takiej ziemi. Nie było to łatwe zadanie, bo małe ziarenka szybko się pogubiły.
Tego dnia wciąż padał deszcz, dlatego wybraliśmy się na spacer Doliną Kościeliską. Gdy doszliśmy do schroniska i otworzyliśmy mapę z Carrefoura aby znaleźć inną drogę powrotną, wybralismy tę najkrótszą. Jednak nie wiedzieliśmy co nas czeka... zaczeła się wspinaczka na Iwanicką Przełęcz, czyli 1459 m. n.p.m. W niektórych miejscach trzeba było przejść przez strumienie i pomoc innych była nieraz niezbędna. Wszystkim się udało wrócić do domu zadowolonym choć zmęczonym i ciekawym, co nas czeka następnego dnia.
Szczyt trzeci: Morskie Oko i Czarny Staw
W środę w końcu wyszło słoneczko i wybraliśmy się nad Morskie Oko. Przed wyjściem usłyszeliśmy na kazaniu o kolejnych sakramentach - pokucie i namaszczeniu chorych. Usłyszeliśmy, jak ważne są te sakramenty i że namaszczenie chorych nie oznacza, że śmierć zaraz nastąpi, lecz jest to sakrament, który nas ma umacniać. Ksiądz Robert zaproponował wszystkim, aby skorzystać z sakramentu pokuty, bo na szlakach mieliśmy dużo czasu na przemyślenia i rozmowy.
Kto był już nad Morskim Okiem, to wie, że trasa jest łatwa, bo asfaltowa, dlatego wybraliśmy się także w górę nad Czarny Staw. Przy brzegu Czarnego Stawu zauważylismy, że po drugiej stronie leży śnieg, niestety oprócz księdza nikt nie chciał tam już iść. Ta wyprawa nie obeszła się bez pierwszej kontuzji w naszej grupie, przy schodzeniu asfaltową drogą jedna osoba nadwyrężyła sobie mięśnie nóg.
Szczyt czwarty: Łagiewniki i Wawel
Kolejny dzień rozpoczął się wyjazdem do Krakowa. Najpierw nawiedziliśmy Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, gdzie się modliliśmy przy trumnie s. Faustyny oraz uczestniczyliśmy we Mszy św. w Kaplicy Węgierskiej, w której znajduje się przepiękna mozaika wszystkich najbardziej znanych europejskich świętych. Potem rozpoczeliśmy zwiedzanie miasta, czyli kościoła Mariackiego, Sukiennic, ul. Franciszkańskiej, kościoła Franciszkanów no i Wawelu wraz ze smokiem ;-)
Szczyt piąty: Giewont, Kopa Kondracka i Kasprowy Wierch
trasa alternatywna: Krópówki i Gubołówka
Ostatniego dnia w Zakopanym usłyszeliśmy z samego rana o tym, aby zaufać Panu Bogu i oddać się w całości w jego ręce, więc wybraliśmy się najpierw w stronę Giewontu. Na słynnej mapie z Carefourra nie wyglądało to zbyt daleko, więc zaczeliśmy odliczać najpierw centymetry a potem milimetry do szczytu. Najcięższym odcinkiem był ten z łańcuchami, bo podciąganie i opuszczanie się na łańcuchach dla niektórych naprawdę oznaczało zaufać Bogu i oddać się w całości w jego ręcę. Niektórzy potrzebowali także pomocy innych z grupy, bo inaczej by tam dalej wisieli...
Po pokonaniu tego jednego szczytu, stwierzilismy, że mamy jeszcze siły i poszliśmy w kierunku Kasprowego Wierchu. Wchodząc na Kopę Kondracką zaczeliśmy wszyscy tej decyzji żałować, ale było za późno aby się wrócić. Idąc tym szlakiem spotkaliśmy parę; chłopak powiedział mijając nas do swojej dziewczyny: Ania, popatrz... Ksiądz idzie! My się tak zdziwiliśmy, bo ks. Robert nie miał widocznej koloratki ani nic innego, co by wskazywało na to, że jest księdzem. Ktoś się obrócił i zapytał, czy to księdza jacyś znajomi, a chłopak odpowiedział, że po prostu nas już 3 dzień spotykają. My się zawsze odzywaliśmy „proszę księdza” i oni to po drodze gdzieś usłyszeli. Wszyscy się bardzo zdziwiliśmy.
Doszliśmy do Kasprowego Wierchu i wróciliśmy kolejką linową w dół, bo pojawiły się kolejne kontuzje i sił było coraz mniej. Nie chcieliśmy także ryzykować spotkania z niedzwiedziem. Reszta grupy, która nie czuła się z różnych powodów na siłach, aby iść na wędrówkę, wybrała się na spacer w kierunku Gubołówki.
Powrót do domu i przystanek w Oświęcimiu
Ostatniego ranka na Mszy św. usłyszeliśmy o kolejnych sakramentach - małżeństwie i kapłaństwie. Niezależnie od drogi, którą się wybierze, to te sakramenty oznaczają służbę wobec innych osób. W małżeństwie wobec męża/żony i dzieci, a w kapłaństwie lub zakonie - parafianom i innym potrzebującym.
W drodze do domu, zatrzymaliśmy się na zwiedzanie Oświęcimia. Podczas zwiedzania zapadła totalna cisza i choć wystawa jest przerażająca, to ciężko sobie wyobrazić, jakie warunki tam panowały podczas wojny. Dziś rośnie tam trawa, nie ma błota, chorób, zapachów itd. Ciężko jest opisać, co się w tym momencie myśli i co się czuje, ale jest to historia naszego kontynentu, która nie powinna się nigdy powtórzyć i o której nie można zapomnieć...
Chciałabym w imieniu wszystkich uczestników wyprawy bardzo podziękować Ks. Robertowi za oraganizację wyjazdu i opiekę. Dziękujemy także bardzo Siostrom ze Zgromadzenia Sióstr Wspólnej Pracy od Niepokalanej Maryi z Zakopanego za to, że nas tak serdecznie i ciepło przyjeły, że pysznie gotowały, troszczyły się o nasze dobro i razem z nami się modliły. Polecamy wszystkim ich dom i gościnność.
Marta Cz.