Wyjazd grupy młodzieżowej do Rotterdamu: Good morning Gauda!
Nasza podróż rozpoczęła się wczesnym rankiem 28 grudnia 2010 r. Spotkaliśmy się punktualnie na dworcu głównym. Hej, znajome twarze z wyjazdu do Poznania. Nawet pojawiły się nowe osoby, to dobrze! Nikt jeszcze nie przewidywał, że jest to początek niezapomnianej przygody a zarazem duchowego wzrastania.
Do Rotterdamu dotarliśmy o dziwo punktualnie, mimo że nasze pociągi różnie nas tam wiozły. Nasz duszpasterz dobrze nas poprowadził. Powitała nas grupa wolontariuszy, która skierowała nas do centrum Ahoy! gdzie odbywała się Europejskie Pielgrzymka. W Ahoy masa pielgrzymów dawała się we znaki, a na powitanie musieliśmy śpiewać kolędy. Organizacja była dobra i szybko byliśmy rozesłani do parafii. Jedna grupa udała się do Goudy a druga do Papentrech.
Gauda okazała się miłym miasteczkiem z pięknym starym miastem a Papenrecht nowoczesnym miastem. Parafie goszczące nas były protestanckie. Tam zostaliśmy rozdzieleni do rodzin, mimo że wszyscy tak się obawiali, iż będą spać w halach lub w szkołach. Podziękujmy za to Opatrzności Bożej. Rodziny do których trafiliśmy były radosne i gościnne!
Następne dni miały podobną strukturę. Rano o g. 8:30 mieliśmy wspólną modlitwę. Później spotykaliśmy się w „grupach dzielenia się”, w których zastanawialiśmy się wspólnie nad pytaniami z książeczki spotkania. Najtrudniejszą rzeczą było przełamać pierwsze lody i mówić do ludzi z całego świata po angielsku. Stanowiło to dla każdego z nas nowe doświadczenie. Następnie udawaliśmy się wspólnie do Ahoy! na obiad, po którym była modlitwa.
Następnie każdy miał możliwość wsiąść udział w „workshopach” tematycznych. Było ich tyle, że trudno było się zdecydować, w których wziąć udział. Po zakończonych spotkaniach szliśmy na kolację do Ahoy!, a potem na modlitwę. O godzinie 21:00 udawaliśmy się do domów.
W sylwestrowy wieczór mieliśmy uroczystą kolację u naszych rodzin, po której udaliśmy się na wspólną modlitwę w kościele lokalnym. Hitem wieczoru był festyn narodów, na którym każda grupa etniczna mogła coś charakterystycznego ze swojej kultury zaprezentować. Polacy tradycyjnie zorganizowali spontanicznie pociąg i sokoły. Wszyscy się świetnie bawili!!!
W Nowy Rok o g. 11:00 mieliśmy ostatnią modlitwę i mały poczęstunek. Była to ostania możliwość pożegnania się z nowymi przyjaciółmi i wymienić się adresami. Gdy nadszedł czas pożegnania, każdemu zrobiło się smutno, lecz wyjeżdżając z Rotterdamu byliśmy pełni radości i nadziei, że zobaczymy się za rok w Berlinie. Najbardziej ujęły mnie życzenia noworoczne, które pewna osoba mi złożyła: Abym przez cały rok pozostał taki jaki byłem w Rotterdamie – radosny, pełny zapału, dobrym animatorem a przede wszystkim blisko Boga. Tego i ja Wam z całego serca życzę.
Krystian Wojdyła