Ks. kard. Gerhard Ludwig Müller w naszej Misji
W dniach od 22 do 24 marca 2019 r. przebywał w naszej Misji dostojny gość - ks. kard. Gerhard Ludwig Müller, były prefekt Kongregacji Nauki Wiary z Watykanu. W sobotę 23 marca Ks. Kardynał udzielił prawie 90-osobowej grupie młodzieży i dorosłych sakramentu bierzmowania, a w niedzielę 24 marca przewodniczył sumie parafialnej o godz. 11.00 w kościele św. Józefa.
Uroczysta suma parafialna rozpoczęła się pięknym przywitaniem ks. kard. Gerharda przez dzieci, które wyrecytowały wierszyk najpierw w języku niemieckim, a później polskim. Następnie swoje słowo skierował Ks. Proboszcz, witając gorąco i serdecznie w Hamburgu i naszej wspólnocie parafialnej Księdza Kardynała oraz przybyłych z nim gości: ks. prał. Sławomira Śledziewskiego - sekretarza ks. kardynała, ks. kan. Dariusza Kruczyńskiego - dyrektora Caritas z Ełku oraz Konsula Generalnego RP w Hamburgu p. Piotra Golemę.
Ks. kard. Gerhard Müller celebrował Mszę św. w całości w języku polskim, wygłaszając kazanie również w naszym ojczystym języku. W czasie liturgii kilkakrotnie rozlegały się oklaski w dowód uznania dla wypowiedzianych słów dostojnego celebransa. Po Mszy św. odśpiewane zostały ”Gorzkie Żale” – typowo polskie nabożeństwo wielkopostne, w którym wzięli udział nasi goście. Po zakończonej liturgii można było porozmawiać z Księdzem Kardynałem i zrobić sobie z nim pamiątkowe zdjęcie. Dla naszej wspólnoty parafialnej było to ogromne wydarzenie i zaszczyt, cieszyć się obecnością dostojnego Gościa z Watykanu.
Przywitanie przez dzieci i ks. Proboszcza
Kazanie na sumie parafialnej (24.03.2019) ks. kard. Gerharda Ludwiga Müllera
Galeria zdjęć:
Poniżej zamieszczamy tekst kazania ks. kard. Gerharda Ludwiga Müllera, które wygłosił podczas sumy parafialnej 24.03.2019
Umiłowani w Chrystusie Panu siostry i bracia,
rozpoczynając Wielki Post, słyszeliśmy o trzech konkretnych sposobach nawracania się do Boga: poprzez modlitwę, post i jałmużnę. Są to trzy dobre czyny wobec Boga, bliźniego i samego siebie.
Dziś już Trzecia Niedziela Wielkiego Postu i znów słyszymy wezwanie: „Nawróćcie się!". Słuchając dziś liturgii słowa, zwracamy uwagę, że to wezwanie staje dziś przed nami jako przestroga. Bóg w swej miłości przestrzega, że ten, kto się nie nawróci, zmierza ku cierpieniu i klęsce. Jednocześnie otrzymujemy konkretne podpowiedzi na nękające nas pytania o sens życia, znaczenie poszczególnych wydarzeń w historii świata i mojej małej konkretnej historii życia. Dochodzimy w końcu do problematyki Bożego miłosierdzia i Jego cierpliwości. Temat Bożej cierpliwości wobec grzeszników, cierpliwego oczekiwania na nasze nawrócenie, przewija się często na kartach Ewangelii. Ale dzisiejsze słowa dobrej nowiny o zbawieniu chcą przypomnieć człowiekowi, że w każdej chwili może stanąć u kresu życia, dlatego zawsze winien być gotowy na ostateczne spotkanie z Bogiem. Wynika to z zasady, że „Bóg nie chce śmierci grzesznika, lecz żeby się nawrócił i żył". Jednakże człowiekowi trudno w tę zasadę uwierzyć, trudno uwierzyć w miłość Boga.
Tymczasem Bogu zależy na nas, na naszym życiu. I dlatego Bóg ciągle czeka, daje nam szanse poprawy, nie zraża się naszym lekceważeniem i niewiarą. Ale Bożej cierpliwości nie wolno nadużywać i wystawiać na próbę. Właśnie przed tym przestrzega nas Chrystus w dzisiejszej Ewangelii: „Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie". Bożym celem jest nasze nawrócenie, a nie zagłada! Ale zagłada, i to zagłada ostateczna, jest nieodwołalną konsekwencją braku nawrócenia. Żeby tego uniknąć, trzeba w porę dokonać właściwego wyboru, to znaczy stanąć po stronie Boga. Jest to decyzja, od której Bóg uzależnia wszystko.
Przypowieść o ogrodniku i drzewie figowym pokazuje, że Chrystus nie czeka na tę decyzję biernie, że tak zależy Mu na nas, iż osobiście angażuje się w sprawę naszego nawrócenia. Jest gotów wspomóc nas na różne sposoby, aby nam ułatwić decyzję wiary. Co prawda mógłby nas zmusić, a jeśli pomimo to nie chcielibyśmy, mógłby się zemścić, ale On tego nie chce. Jest gotów nawet na różne upokorzenia, byle tylko nas ratować. Nam trudno w to uwierzyć. Raczej — sądząc po samych sobie — jesteśmy skłonni przypisać Bogu bardziej karzącą sprawiedliwość niż miłosierdzie. Dlatego wiele nieszczęść, które spotykają innych lub nas samych, interpretujemy często jako karę za grzechy. Trudno nam przyjąć, że cierpienie może być kwestią niezawinionego „przypadku" — lub raczej krzyża — że trzeba się z nim liczyć, bo jest ono normalnym stanem człowieka, który może każdego spotkać, bez żadnej osobistej winy. Dlatego za wszelką cenę próbujemy tłumaczyć sobie cierpienie jakąś winą, której na siłę się doszukujemy, nawet gdy jej wprost nie ma. Tymczasem cierpienie jest jedną z właściwości świata i życia skażonego przez grzech pierworodny, naturalną konsekwencją wyboru człowieka przeciwko Bogu. To człowiek odrzucając Boga, skazał się na cierpienie. Ale Bóg nie zostawił nas bezbronnych w jego mocy. Solidarnie stanął po naszej stronie i wziął nas w obronę przed nami samymi, płacąc za to najwyższą cenę. Czyż nie jest to dowodem Jego miłości? I czy nie jest wystarczającym argumentem, aby nie kazać Mu dłużej na siebie czekać? Czy liczymy na Jego bezgraniczne miłosierdzie?
Bo przecież słuchamy o Miłosierdziu Bożym, często się na nie powołujemy, co więcej -w nadziei Bożego Miłosierdzia- sami się często rozgrzeszamy licząc na to, że Bóg "nie będzie przecież małostkowy i wybaczy mi tych kilka drobnych potknięć".
Chrystus nie przyszedł, aby nam wmawiać grzechy, ale aby nas zbawić, uwolnić, wyzwolić, z czegoś więcej niż nasze małe grzechy i kilka „naturalnych" błędów i pomyłek. Przecież jeśli w tak okrutny sposób został zamordowany, to nie dla tych paru „drobnych potknięć". I jeśli przyszedł mnie zbawić, i uwolnić ... to muszę uznać, że „chciał mnie uwolnić i od czegoś", bo skoro nie mam grzechu, to On mnie nie ma od czego zbawiać i uwalniać!
A ponadto nie wymażemy z Ewangelii takich tekstów, jak ten dzisiejszy i nie zagłuszymy głosu sumienia powtarzającego nam w głębi naszego ducha: "Jeśli się nie nawrócisz ..."
Nie zwlekaj więc, bo może nie będzie już innej okazji ... AMEN