Informujemy, że w naszej Misji kurs przedmałżeński wraz
z naukami przedślubnymi
 dla wszystkich, którzy zamierzają zawrzeć sakramentalny związek małżeński odbędzie się 

w dniach od 24 do 28 lutego 2025 roku.

Zapisy na pierwszym spotkaniu.

(Kościół św. Józefa, Gr. Freiheit 41, HH-Altona)

Była taka Wielkanoc

Opublikowano .

Tym, którzy, mimo wszystko święcili baranki
z koszyka wielkanocnego 2020

 

Wielkanoc

 

Droga, wierzba sadzona wśród zielonej łąki,
Na której pierwsze jaskry żółcieją i mlecze.
Pośród wierzb po kamieniach wąska struga ciecze,
A pod niebem wysoko śpiewają skowronki.

 

Wśród tej łąki wilgotnej od porannej rosy,
Droga, którą co święto szli ludzie ze śpiewką,
Idzie sobie Pan Jezus, wpółnagi i bosy
Z wielkanocną w przebitej dłoni chorągiewką.

 

Naprzeciw idzie chłopka. Ma kosy złociste,
Łowicka jej spódniczka i piękna zapaska.
Poznała Zbawiciela z świętego obrazka,
Upadła na kolana i krzyknęła: “Chryste!”.

 

Bije głową o ziemię z serdeczną rozpaczą,
A Chrystus się pochylił nad klęczącym ciałem
I rzeknie: “Powiedz ludziom, niech więcej nie płaczą,
Dwa dni leżałem w grobie. I dziś zmartwychwstałem.”

 

Jan Lechoń

 

 

Baranek z koszyka wielkanocnego 2020

 

Baranek siedział w szufladzie tak długo, że aż trochę zdrętwiał, ale na wydostanie się z szuflady cierpliwie czekał. Szuflady jednak nikt nie otwierał, mimo że Baranek od czasu do czasu podzwaniał dzwoneczkiem, który miał na szyi. Więc Baranek martwił się, ale tylko trochę, bo żył wspomnieniami, a miał co wspominać. Nie był przecież zwykłym Barankiem siedzącym w szufladzie - był Barankiem z ozdobnego koszyka, którego teraz w szufladzie nie było, a do którego tak tęsknił.

Baranek dobrze pamiętał swój koszyk: wiklinowy z białą, piękną serwetą i górą słodkiego ciasta, które nazywa się "babka", i które mu tak smakowało. Dobrze też pamiętał swoje miejsce w koszyku: na kolorowych jajkach, które noszą nazwę pisanek, na gałązkach bukszpanu, które chętnie podgryzał i z samego przodu, przed wielką, słodką babką. Pamiętał, jak był niesiony w tym ozdobnym koszyku, jak spotykał po drodze inne Baranki, jak z nimi rozmawiał i jak dzwonił dzwoneczkiem, który miał zawieszony na szyi, co inne Baranki odwzajemniały, tak, że całą drogę rozbrzmiewało radosne dzwonienie. Pamiętał też, jak z radości po powrocie z tej drogi, siedząc w koszyku, dzwonił i dzwonił, jak ktoś go pogłaskał i powiedział mu, że jest bardzo piękny. Od tych wspomnień Baranek przeważnie zasypiał, potem budził się i znowu wspominał.

Wreszcie ktoś otworzył szufladę, wyjął Baranka i posadził w pięknym koszyku wśród pisanek z samego przodu, przed wielką, słodką babką. Więc zaraz zobaczę inne Baranki, będziemy rozmawiać i dzwonić, ucieszył się . Ale nikt go nigdzie nie zabrał. Co to ma znaczyć, dziwił się Baranek, gdzie są tamte Baranki i dlaczego w koszyku nie ma bukszpanu, który mógłbym podgryzać, zadawał sobie pytania. Zniecierpliwiony spróbował, jak kiedyś ciasta, było słodkie ale nie osłodziło jego goryczy. Ucieknę stąd, pójdę sam szukać innych Baranków i będę z nimi dzwonił, pomyślał i zerwał się do ucieczki, ale wszystkie okna i drzwi były pozamykane. Chciał jednak przywołać inne Baranki i zaczął dzwonić. Dzwonił cały wieczór i w nocy, a nawet powiewał swoją chorągiewką, ale nikt się nie odzywał, choć Baranek nie przestawał dzwonić. A kiedy o poranku zawtórowało mu z oddali bicie wielkich dzwonów, mały Baranek gorzko zapłakał.

We łzach goryczy i opuszczeniu zasnął. Nie płacz Baranku, usłyszał czyjś głos, ale nie wstawał, bo myślał, że to sen. Jesteś prześliczny z tą czerwoną chorągiewką i z tym złotym dzwoneczkiem, z białymi kędziorkami, czarnymi oczkami, z tym ślicznym pyszczkiem i uszkami, mówił wciąż jakiś głos, a Baranek wciąż myślał, że to sen. Dopiero jak ktoś go pogłaskał, otworzył oczy - a... to ten chłopiec, który niósł mnie w koszyku wtedy, kiedy spotykałem inne baranki... A chłopiec znowu go pogłaskał i powiedział: ty jesteś moim kochanym barankiem, obiecuję ci, że pójdziemy, musisz poczekać. I to Barankowi wystarczyło - zadzwonił radośnie, stanął na równe nogi, zjadł duży kawał słodkiej babki, który mu znowu smakował i powiedział sobie: będę czekał.

I Baranek czekał, przyglądał się wszystkiemu i przysłuchiwał, nic jednak nie wskazywało na to, żeby mieli wychodzić. Koszyk z ozdobną serwetą stał na stole, obok stały kolorowe, suche trawy, które noszą nazwę palmy, a kolorowe pisanki i słodkie ciasto zostały wyjęte z koszyka. Miejsce Baranka było teraz na stole, na biało-złotym obrusie, wśród kolorowych pisanek, przed wielką słodką babką. Co to ma znaczyć? Idziemy czy nie idziemy, zapytywał samego siebie Baranek. Zirytowany zjadł duży kawał słodkiej babki i jeszcze innego, wspaniałego ciasta, sernika. A potem przyszedł ten chłopiec, który nosił go w koszyku i znów powiedział: nie martw się kochany Baranku, mówię ci, że jeszcze pójdziemy, a teraz zagram coś specjalnie dla ciebie. Chłopiec posiadał instrument, z którego wydobywały się piękne dźwięki, przy których chłopiec równie pięknie śpiewał. Barankowi bardzo się to spodobało, więc zaczął podśpiewywać i poddzwaniać dzwoneczkiem, naśladując chłopca. Melodię zapamiętał nawet całą, ale słów tylko kilka. To całkiem pasuje do mnie: „otrzyjcie już łzy płaczący, żale serca wyzujcie” - te słowa właśnie wyśpiewywał i wyśpiewywał, przygrywając sobie dzwoneczkiem i tak się tym śpiewaniem ukoił, że usnął.

Obudził się już nie wśród pisanek i słodkich ciast, lecz w szufladzie, na stercie suchych traw z kolorowej palmy. Niedobrze, powiedział do siebie i zaczął podgryzać suche trawy. Te trawy też są niedobre, a ja mam tylko czekać i czekać. Wtem usłyszał jakieś głosy i poczuł wstrząsy – ktoś przenosił gdzieś całą szufladę. Baranek był tak przerażony, że zaczął z całych sił dzwonić, wzywając pomocy. Okazało się, że szufladę przenoszono do pokoju, w którym mieszkał chłopiec. Z rozmów, które Baranek podsłuchał, wynikało, że na świecie zapanowała jakaś nieznana choroba, że chłopiec nie może nigdzie wychodzić, nawet na nauki wygrywania dźwięków, że wszystko będzie wygrywał w domu i że ta szuflada jest mu teraz potrzebna. Baranek uważał chłopca za swojego przyjaciela, bo chłopiec mówił mu, że jest kochany, prześliczny i że pójdą. To chyba nie mam powodu do niepokoju, powiedział sobie i przestał się denerwować i z całych sił dzwonić o pomoc.

W pokoju chłopca było wspaniale, rozbrzmiewały piękne dźwięki, a zachwycony Baranek słuchał, podgryzał suche trawy z palmy, drzemał i znowu słuchał. Próbował też wydzwaniać dzwoneczkiem i podśpiewywać to, co grał chłopiec. Jakkolwiek niektóre melodie do wydzwaniania okazywały się zbyt trudne, Baranek nie ustępował. Nauczyłem się melodii „żale serca wyzujcie”, to nauczę się  też wszystkich innych. I Baranek melodie najpierw podśpiewywał, a potem próbował wydzwaniać. Była to mozolna nauka. Niekiedy Baranek tak się denerwował brakiem własnych osiągnięć, że zjadał suche trawy jedną za drugą, ale nie rezygnował ze swoich zamiarów.

Każdego dnia uważnie przysłuchiwał się wszystkiemu, co na temat dźwięków mówił chłopiec. I tak dowiedział się, że dźwięki noszą nazwę utworów, a utwory też mają swoje nazwy. No tak, powiedział sobie Baranek, gram różne utwory, ale nie wiem, jak one się nazywają, a przecież to jasne, że muszą się jakoś nazywać, ja nazywam się Baranek, chłopiec nazywa się Antoś, instrument nazywa się fortepian i skrzypce, a suche trawy noszą nazwę palmy. A utwory? Muszę przecież poznać ich nazwy. I Baranek przysłuchując się wszystkiemu, co mówił chłopiec, zaczął poznawać nazwy utworów, a że niektóre nazwy brzmiały niezrozumiale, Baranek uczył się ich na pamięć. Wreszcie wiedział, jak nazywają się te różne utwory, które wydzwaniał. Teraz nareszcie wiem, co gram, mówił do siebie  i był bardzo dumny. A więc teraz gram Ave, teraz Panis Angelicus, a teraz Wszystkie nasze dzienne sprawy. Jeżeli chłopiec grał Silent Night, Adeste Fideles czy Pasterze mili, Baranek tak samo, jeżeli Szumią jodły, Va Pensiero czy O mio babbino, Baranek też.

Któregoś dnia chłopiec zaczął grać ten pierwszy utwór, którego nauczył się Baranek, „żale serca wyzujcie”, więc Baranek natychmiast wydzwonił go dzwoneczkiem. Potem chłopiec grał o wesołym dniu, który nastał, i to też okazało się łatwe do wydzwaniania. Utwór Alleluja był już trudniejszy, ale i tego utworu wkrótce się nauczył. Wśród tych wszystkich dźwięków Baranek usłyszał coś bardzo ważnego: że już czas wyjmować wszystko z szuflady i przygotowywać się do wyjścia. To chyba oznacza, że wreszcie pójdziemy, mówił Baranek do siebie, ale czy na pewno. I okazało się, że tak, że jutro pójdą. Koszyk z ozdobną serwetą był już na stole, w nim wielka, słodka babka, kolorowe pisanki i bukszpan, a przed babką wreszcie Baranek. Wspaniały dzień, wspaniały dzień, powtarzał sobie po cichu rozradowany. Wesoły dzień, zawołał i głośno zadzwonił. I w tej samej chwili przypomniał sobie, wyuczony utwór, który się tak właśnie nazywał. No przecież! Przecież muszę to zagrać, właśnie jutro, kiedy spotkam inne baranki. I Barankowi aż dech zaparło na myśl o takim spotkaniu. Jak ja zagram, to baranki przecież mi zawtórują, to dopiero będzie wielka muzyka i wielka parada. Zagram też „żale serca wyzujcie” i co jeszcze? ...i Alleluja, bo to mam wypisane na chorągiewce. I Baranek zaczął wszystko jeszcze raz starannie powtarzać, wydzwaniać i wyśpiewywać, chwilami tylko niepokoił się, czy naprawdę pójdą.

Poszli. Baranek już z daleka poznawał inne baranki. Powiewał chorągiewką i wychylał się z koszyka. Inne baranki tak samo – witajcie przyjaciele, wykrzykiwali wszyscy jeden przez drugiego i dzwonili dzwoneczkami. I wtedy Baranek głośno zagrał i zaśpiewał: „wesoły nam dziś dzień nastał”, a baranki zaraz zaczęły mu wtórować. Tak samo było z innymi utworami, a muzyka powstała tak wspaniała, o jakiej Baranek nawet nie śnił. Ale wartało, ale wartało czekać i uczyć się grania, mówił do siebie Baranek. Ale wartało. I zapanowała wielka radość i entuzjazm, życzenia i pozdrowienia, bicie wielkich dzwonów i radosne dźwięki małych dzwoneczków – a wszystko to splecione razem w jedno słowo: „Alleluja”, wypisane na powiewających barankowych chorągiewkach.

 

Bernadetta Juras

 

-------------------------------------------------------------

 

Refleksja o opowieści o Baranku, Wielkanocy i samotności

 

Gdy w ubiegłym roku, jakiś czas po Wielkanocy otrzymałem od Pani Bernadetty Juras roboczą jeszcze wersję opowiadania z zapytaniem jaki nadać mu tytuł,  pomyślałem, że jest to opowieść, niedługa  wprawdzie, ale o  jakże wymownej i przepełnionej emocjami treści, o tym, że właśnie BYŁA TAKA WIELKANOC. Wielkanoc jakże inna od tej, która miała miejsce rok wcześniej, i od tych, które pamiętamy z własnego dzieciństwa. To zadziwienie Baranka, a także i nasze – odbiorców tego literackiego przekazu, okazało się niestety trwalszym doświadczeniem niż to sądziliśmy wiosną poprzedniego roku. Zbliżają się kolejne, drugie już święta Wielkiej Nocy i poprzedzający je dzień Wielkiej Soboty, kiedy to Baranek ponownie pozostanie w domu utrwalając sobie znaczenie obco brzmiącego słowa „lockdown”, a jego opowieść o  obserwacjach poczynionych z głębi szuflady rozrosła się – dzięki Pani Bernadetcie – do kilku stronu refleksyjnego zapisu nowych przeżyć. 

Baranek zapewne ze zrozumieniem przyjął to, że Jego przeżywane na swój sposób cierpienie samotności ma sens, gdyż w ten sposób chroni życie innych, także swojego literackiego przyjaciela – chłopca, bo przecież teraz już wie, że ten wrogi koronawirus w swojej złośliwości atakuje również dzieci. Że jest potrzebne, także po to, aby jego przyjaciel mógł już wkrótce swoją grą na skrzypcach, czy też pianinie, obdarzyć nie tylko Go – wiernego słuchacza Baranka – ale i większe grono odbiorców zgromadzonych na szkolnej uroczystości lub koncercie młodych talentów na sali wypełnionej publicznością nie skrywającej swoich twarzy za medyczną maską. Cierpienie samotności, które pozwala również zrozumieć jak wielką wartością jest możliwość celebrowania przygotowania do świętowania oraz samego świętowania w łączności ze wspólnotą sąsiedzka, szkolnych i podwórkowych kolegów, a zwłaszcza w szerszym gronie rodzinnym przy wspólnym stole, na którym w otoczeniu palm i pisanek miejsce honorowe zajmuje On – Baranek. Jest potrzebne także po to, aby za rok z nieskrywaną radością mógł odbyć wędrówkę, w koszyku dziarsko trzymanym przez chłopca z kart opowiadania Pani Bernadetty,  do parafialnej świątyni, wesoło pobrzękując dzwoneczkiem i ogłaszając wszem: „Alleluja! Chrystus zmartwychwstał! Prawdziwie zmartwychwstał!”

 

dr Jan A. Malinowski

/Redaktor naczelny „Wychowania na co Dzień”/

 

------------------------------------------------------------

 

Baranek wielkanocny

 

Opowieść pani Bernadetty Juras jest pięknym i subtelnym opisem, w formie bajkowej, trudności jakie mieliśmy w  świętowaniu w kwietniu 2020 roku Świąt Wielkanocnych, spowodowanych pandemią. Losy tytułowego Baranka można  także, w pewnym sensie, interpretować jako ilustracja zbawczej męki Jezusa i Jego zmartwychwstania. Ofiara Jezusa dokonała się w Jego Duszy podczas modlitwy w Ogrójcu i ciemnicy, co odpowiada cierpieniu tytułowego Baranka zamkniętego w szufladzie. Cierpienia fizyczne Jezusa, które ludzie widzieli, były tylko bladym odbiciem cierpień Jego Duszy. Nasilenie cierpień duchowych, w przeciwieństwie do cierpień fizycznych,  nie ma granic. W Ogrójcu i ciemnicy Jezus był sam, otoczony przez wszelkie zło uczynione przez ludzi wszystkich czasów. Jego bronią była tylko miłość, od której nie do pomyślenia jest miłość większa. Nastąpiło Jego zwycięstwo, ponieważ ta nieskończona miłość jest większa od wszelkiego zła, a końcowa radość Baranka była radością zmartwychwstałego Jezusa.

 

prof. Zbigniew Jacyna-Onyszkiewicz
/Wydział Fizyki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu/

 

-------------------------------------------------------------

 

Wielkanoc w czasach pandemii, czyli krótki komentarz do wydarzeń z wiosny 2020

                                                                                                                               

Wielkanoc 2020 – nietypowa i inna jak cały 2020 rok. Zupełnie nieoczekiwanie nastała nowa, całkowicie odmienna od dotychczas znanej, rzeczywistość. Rzeczywistość pandemiczna, gdzie każdy spotkany człowiek może stanowić potencjalne zagrożenie. Rzeczywistość, w której króluje izolacja i strach – o siebie i o najbliższych.

 

Wiosna 2020, a więc także Wielkanoc, były dziwne, inne i takie… smutne. Jak więc można było wpisać w tę nowopowstałą rzeczywistość świętowanie i kultywowanie tradycji? Jak zasiąść do wielkanocnego śniadania bez bliskich osób? Jak przygotować koszyczki ze święconką, jeśli i tak nie można z nimi wyjść? Już sama świadomość zagrożenia jest straszna, gdzie jeszcze jest miejsce na świąteczny nastrój? A jednak człowiek tęskni za normalnością i nawet w niepewnych czasach potrafi przeorganizować swoje życie  i dopasować do nowych reguł. Chociaż… pewnych barier przeskoczyć się nie da, np. zakazu podróżowania, co boleśnie odczułam na własnej skórze. Od siedmiu lat mieszkam w Szwajcarii i nigdy jeszcze obchodzenie świąt nie było takie trudne. Nie ze względów różnic kulturowych, bo prężnie działają tutaj Polskie Misje Katolickie, ale z powodu lockdownu. Wielkanoc na emigracji w sytuacji pandemicznej jest o tyle trudniejsza, że dzielą nas z bliskimi osobami (rodzicami, rodzeństwem, dziadkami, kuzynami) nie tylko setki czy tysiące kilometrów, ale też granice do pokonania, testy do zrobienia i kwarantanna do odbycia. Można się zniechęcić? Urlopy zarezerwowane z minimum półrocznym wyprzedzeniem przepadły lub zostały przełożone na nie wiadomo kiedy, tak samo jak spotkania z bliskimi. Ale przecież są święta. Co więc zostaje? Przygotować je w domu samotnie albo wspólnie z mężem i  dziećmi - w zależności od tego w jakiej sytuacji funkcjonujemy. Malowanie pisanek i przygotowywanie tradycyjnej „święconki” jako rodzaju dekoracji może okazać się ciekawą alternatywą dla tych małych i dla tych całkiem dorosłych. Zostaje msza święta telewizyjna lub internetowa, chyba że ktoś zrobi wcześniej rezerwację i zmieści się w dopuszczalnych limitach oraz rozmowy na skype czy innych komunikatorach i … nadzieja, że kiedyś ta sytuacja się zmieni. Rano i tak odezwały się świąteczne dzwony dając ludziom znak, że mimo pandemii święta przyszły i nadzieję, że normalność jeszcze do nas wróci.

 

Tymczasem minął rok. Przeżyliśmy dwie fale koronawirusa i mamy w perspektywie trzecią. Zbliża się kolejna Wielkanoc i każdy ma nadzieję, że będzie normalnie, że dzieci zaniosą koszyczki do kościoła, a małe baranki wydzwonią „wesołego Alleluja” dzwoneczkami zawieszonymi na szyi – tak jak w opowiadaniu pani Bernadetty Juras. Jaka naprawdę będzie tegoroczna rzeczywistość? Przekonamy się o tym już niebawem.

 

mgr Ewa Pawlak
/Nauczyciel w Szkole Polskiej przy Ambasadzie RP w Bernie/

 

--------------------------------------------------------------

 

 

Baranek – czyli tęsknota za spełnieniem

 

Tekst Bernadetty Juras jest ciepłym wpisem z czasu trwającej pandemii. Baranek Wielkanocny czeka na wizytę w kościele w czasie największych świąt chrześcijańskich. Nastąpił jednak okres wyjątkowy i przymusowa izolacja, więc nikt Baranka nigdzie nie zabiera. Została przerwana tradycja i zawieszony odwieczny rytuał. Ponieważ Baranek nie może uczestniczyć w tym, w czym zawsze uczestniczył, więc nic go nie cieszy i żadna potrwa mu nie smakuje. Można powiedzieć zatem, że ten uroczy tekst jest także pytaniem o to, co w każdym rytuale jest najważniejsze, ostatecznie o to, co w życiu jest najważniejsze. Potrawy wielkanocne bez kultywowania liturgii chrześcijańskiej są puste. Jak pocieszyć Baranka? Może opowieścią o tym, że kiedyś wyrastały krzyże brzozowe, życie ludzkie potaniało, straszyły druty kolczaste i niepewność była nieporównanie większa. Baranki jednak wtedy miały nadzieję, że czas smutku się skończy i zerwana tradycja powróci do tych, którzy pamięci i nadziei nie stracili.

Baranek nauczył się cierpliwości, którą karmi się oczekiwanie. Pomogła mu w tym muzyka. Na jej radosne akordy trzeba poczekać. Smutek Baranka przywodzi na myśl smutek Małego Księcia, który zrozumiał znaczenie rytuału, miejsca i czasu. Spełnienie domaga się przygotowania. Dzwoneczek Baranka brzmiał tym radośniej, że poprzedziło go trudne czekanie. Czekanie z kolei karmi nadzieję.

 

prof. Jan Kłos
/Wydział Filozofii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego/

 

-------------------------------------------------------------

           

Wielkanoc 2020 roku inna niż wszystkie, ale dla nas niesamowita i niezapomniana. Czas pandemii zatrzymał nas, naszą rodzinkę na chwilę – i dobrze… My będąc ciągle w rozjazdach między jedną szkołą, a drugą i jeszcze konsultacje u pani Profesor. Aż tu nagle stop… Zaczęliśmy rozmawiać z rodzicami i co teraz, co ze świętami jak to będzie…? Tata na to jak normalnie będziemy świętować, ale trzeba się przygotować. Zaczęliśmy wspólnie się modlić, codziennie odmawialiśmy różaniec, uczestniczyliśmy w Eucharystii łącząc się przez Internet – trochę na początku dziwnie, ale po jakimś czasie tak jak by musiało być po prostu. Gdy rozpoczął się Wielki Tydzień tato wyciągnął ,,rytuał rodzinny” i zaczęliśmy przygotowania. Rodzice starali się abyśmy wszyscy przygotowali się do Świąt Zmartwychwstania Pańskiego. Było jak zawsze, ale jednak nie tak samo. Niestety nie chodziliśmy do kościoła bo nie było takiej możliwości więc korzystaliśmy z Internetu. Wielki Czwartek – ostatnia wieczerza kolacja, którą mama przygotowała przepyszna i zapachniało świętami. Oczywiście kolejne dni przeżywane zgodnie z tradycją.  Wielki Piątek – ścisły post, dzień zadumy i refleksji. W Wielką Sobotę malowaliśmy jajka i cała nasza trójka stroiła koszyczek ze święconką. W Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego Marcel przed śniadaniem przeczytał fragment z Pisma Świętego o Zmartwychwstaniu Pana Jezusa, a następnie tato zgodnie z rytuałem poświęcił koszyczek wielkanocny i po modlitwie zasiedliśmy do śniadania. Było wspaniale, wesoło. W ciągu dnia łączyliśmy się przez Messengera z rodziną i składaliśmy sobie życzenia. Wspominamy ciepło ten czas mimo, że nie udało nam się spędzić go w szerszym gronie, ale cóż takie czasy i takie wymagania. Jak będzie w tym roku… nie wiadomo, ale jakkolwiek by nie było dla nas najważniejsze jest, że będziemy razem.

 

Marcelina Rucińska /13 lat/

Marcel Ruciński /13 lat/

Maksymilian Ruciński /4 lata/

 

--------------------------------------------------------------

 

 

Emocje wielkanocnego koszyka

 

Już drugie Świeta Zmartwychwstania przeżywamy w pandemicznych ograniczeniach. Niektórzy opowiadają o złowieszczym globalnym spisku, zorganizowanym przez bogatych cwaniaków, a wpierw zaprzysięgłych wrogów Koscioła katolickiego i z tego powodu zamykających hotele, restauracje, a nade wszystko – świątynie katolickie. Niewątpliwie wrogość wobec chrześcijaństwa towarzyszy mu od początku, zgodne zresztą z zapowiedzią samego Jezusa Chrystusa. Ale każdą budowlę najskuteczniej niszczy się od wewnątrz, co  praktykuje się nieraz w chrześcijaństwie, pod szyldami chrześcijańskimi, czego mamy aż zbyt wiele przykładów. Niewątpliwie chrześcijańscy profesorowie paryskiego uniwersytetu podczas straszliwej epidemii dżumy w XIV wieku twierdzili, że przyczyną jej rozszerzenia jest układ gwiazd, a zatem nie ma co się przejmować  przestrzeganiem elementarnych zasad higieny, np. unikaniem niepotrzebnego kontaktu z chorymi. Ale nic bardziej nie zagraża chrześcijaństwu jak głupota, bo chrześcijaństwo to „Dobra Nowina” o człowieku jako istocie wpierw rozumnej. Uszanowanie rozumu to próg chrześcijaństwa, na którym jakże często się przewracamy lub przed którym się cofamy.

 

Niewątpliwie zatem straszliwe doświadczenie epidemii, którą przeżywamy - doświadczenie licznych zgonów i ciężkich chorób wokół nas, przeżywane cierpienia, w naszych rodzinach i wśród bliskich - budzi potrzebę refleksji. Jaki jest sens  tych arcypoważnych wydarzeń, które na trwałe wpisały się w dzieje także chrześcijaństwa?

 

Refleksja przy pomocy pojęć ogólnych nie sięga tego dramatu, bo zawiera on elementy zmienne, jednostkowe i niekonieczne. Taką materię muszą wpierw porządkować poeci. Mamy przykład takiej chyba prekursorskiej twórczości w „Baranku z koszyka wielkanocnego 2020” Bernadetty Juras (patrz poniżej), prekursorskiej także z tego powodu, że zaadresowanej do najwrażliwszego podmiotu przezywanego dramatu: dziecka. Myślenie o pandemii koronawirusa rzadko bierze pod uwagę tego bystrego ale i najbardziej bezbronnego obserwatora wydarzeń, także religijnych. A ma on o czym myśleć w czasie, zwłaszcza z tego powodu, że i tutaj realizuje się zapowiedź Chrystusa, iż przyniósł światu miecz, a nie pokój, i ten miecz wprowadzi podział wpierw w rodzinie. Pewnie widzimy także to rozdarcie w naszej chrześcijańskiej rodzinie.

 

Ale „Baranek z wielkanocnego koszyka” nie jest kolejnym biadoleniem, czy opisem cofającej się obrzędowości chrześcijańskiej, ale przypomnieniem i ożywieniem poruszających serca licznych szczegółów niby drugorzędnego elementu celebracji Wielkiej Nocy, od dzieciństwa obecnego w chyba w każdym polskim domu. Bez tych emocji nasze przekonana religijne narażone są na osłabienie, zwłaszcza jeśli ograbi się z nich dziecko. W czasie naszego oblężenia trzeba zatem obudzić w swoich sercach widoki i wzruszenia z koszyka wielkanocnego. Wzrusza on nawet obojętnych religijnie przez resztę roku, bo przecież pamiętamy, że na „święconce” spotykaliśmy jakby ukrywających się przed światem chrześcijan...  To dobrze, że się chociaż tutaj widujemy. Zajrzyjmy zatem do wielkanocnego koszyka, oczami Autorki uroczego opowiadania, aby lepiej pielęgnować skarb chrześcijaństwa.

 

prof. Marek Czachorowski
/filozof, bioetyk na KUL, felietonista/

 

-------------------------------------------------------------

 

 

A jednak niektóre baranki mogły dzwonić radośnie

 

Do Wielkanocy 2020 za zamkniętymi drzwiami całkiem pasuje wiersz Ernesta Brylla „Spirituals” napisany w marcu 1987 roku:

 

„Ja udaję że śpię całym ciałem
Ale sobą wszystko słyszałem
Drzwi trzasnęły.
Po ciebie przyszli
co oglądasz się
Jeszcze myślisz
Że się spóźnię tylko bo zaspałem?

Płaczesz Panie a ja jem śniadanie
Bo zgłodniałem od kolacji ostatniej
Jeśli chleb kamieniem ustanie
To przegryzę
Mój pysk się nie zatnie

Teraz skromnie
Na brudnym balkonie
Wypatruję z betonowej wieży
Jak prowadzą ciebie żołnierze
Ty odwracasz się
Coś wołasz do mnie

Jeszcze wierzysz we mnie
Jeszcze wierzysz?"

 

Wielkanoc 2020, o stłumionym bo wydobywającym się z zamkniętych kościołów biciem rezurekcyjnych dzwonów, to wydarzenie bezprecedensowe w dziejach cywilizacji europejskiej. Dopuszczalna liczba osób w kościołach w Polsce: pięć, poza tym wirtualna partycypacja. Nie da się jednak przenieść sacrum do „zatrutych cystern” wirtualnej rzeczywistości, drzwi zamknięte na sacrum, otwierają się na nihilizm. Słodka wisienka na torcie nie zastąpi przecież kwitnącego wiśniowego sadu. W zamkniętych kościołach nie było jednak tak beznadziejnie. Wiosną 2020 ludzkość nierozerwalnie (poprzez Stworzenie i Odkupienie) związana z Bogiem, broniła jak mogła swoich sakralnych dróg. Jakkolwiek czas nie cofnął się o dwa tysiąclecia wstecz, liturgia za zamkniętymi drzwiami kościołów przywodziła na myśl czasy pierwszych chrześcijan. Zamknięty kościół jest jednakże nie do zdobycia twierdzą, stojącą wokół Misterium Krzyża, bezgranicznej, bezbronnej, ukrzyżowanej Miłości, której jest dana wszelka władza na Niebie i Ziemi.

 

W Niedzielę Palmową, palmę można było poświęcić, ale tylko modlitwą. Ludzi było kilkakrotnie więcej niż dopuszczalna liczba. Do Wielkiej Środy liczba osób w kościele rosła. Jakiś „obserwator” to zauważył i kościół w Wielki Czwartek został zamknięty, ale wierni uczestniczyli w liturgii za zamkniętymi drzwiami. Została też podana wiadomość, że kościół będzie w tych dniach zamykany, ale wierni mogą wchodzić tylnym wejściem, od strony ogrodu, z tym, że i to drugie wejście zostanie zamknięte na około pół godziny przed liturgią. Tak więc znaczna liczba wiernych uczestniczyła w Triduum Paschalnym przy drzwiach zamkniętych. Może warto zauważyć, że obecnie, w 2021 roku, dopuszczalna liczba wiernych wynosi jeden na 20m2, zatem zgodnie z tegorocznymi przepisami w tej samej świątyni może przebywać 60 osób, przy znacznie większej liczbie zakażeń niż w 2020 roku.

 

We Wielką Sobotę baranki w koszykach wielkanocnych mogły dzwonić radośnie, dzwony rezurekcyjne biły wewnątrz kościoła, szły sztandary i  feretrony. Pamiętam, że we Wielkanoc podczas homilii padły słowa „jeszcze tydzień temu nawet by nam do głowy nie przyszło, że trzeba będzie liturgię sprawować w konspiracji”. Wychodzenie z kościoła we wszystkie te dni było „na raty”, tylnymi drzwiami i ogrodem. Dla wiernych była to radosna Wielkanoc, bez wirtualnych pozorów i pustki, w Świątyni, która jest sceną zbawienia, na której profanum „wyrywa się” do sacrum, dzięki tej samej Sile, która stworzyła Wszechświat i przywróciła do życia martwe ciało jego Zbawiciela. To dzięki tej właśnie Sile Miłości staliśmy się częścią historii większej niż nasza własna - historii Stworzenia i Zbawienia całego Wszechświata, którego osią jest Chrystus.

 

Bernadetta Juras

/publicystka, filozof/


-------------------------------------------------------------

 

Fragment słuchowiska w wykonaniu pani Justyny Reczeniedi pod tytułem: "Baranek z koszyka wielkanocnego".

 

 

 

 

Dr Justyna Reczeniedi -

urodzona w Warszawie, sopran, doktor sztuk muzycznych w dziedzinie wokalistyki (Akademia Muzyczna im. Feliksa Nowowiejskiego w Bydgoszczy. Absolwentka Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie w klasie śpiewu prof. Zdzisławy Donat. W latach 2004-2017 solistka Warszawskiej Opery Kameralnej. Obecnie solistka Polskiej Opery Królewskiej i wykładowca na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego w Kielcach. Laureatka konkursów wokalnych w Polsce i za
granicą. Jest założycielką projektu Baby Opera – Operowe Zwierzaki – maskotek pluszowych śpiewających muzykę klasyczną jej głosem dla dzieci 0+ w celu wspomagania ich rozwoju. Nagrodzona odznaczeniem Zasłużony Dla Kultury Polskiej oraz Medalem Komisji Edukacji Narodowej.

 

www.babyopera.pl

 


www.facebook.com/OperoweZwierzaki

 

 

https://pl-pl.facebook.com/OperoweZwierzaki/videos/nagranie-s%C5%82uchowiska-baranek-z-koszyka-wielkanocnego-do-tekstu-bernadetty-juras-/765458964078899/?__so__=permalink&__rv__=related_videos

 

 

Kontakt

Polnische Katholische Mission
Polska Misja Katolicka

Große Freiheit 41
22767 Hamburg

Tel:  (+49) 40 / 31 00 40
Fax: (+49) 40 / 18 01 64 53
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Polecane strony

Polska Misja Katolicka w NiemczechErzbistum Hamburg   Diecezja Pelplińska Stolica Apostolska  Konferencja Episkopatu PolskiGość NiedzielnyPortal Mateusz.pl Katolicka Agencja Informacyjna
Ta strona używa plików Cookies. W związku z wejściem w życie 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych (RODO) zmieniamy naszą Politykę Prywatności i Regulamin Strony internetowej Polskiej Misji Katolickiej w Hamburgu.
Dalsze informacje Ok