
Pielgrzymka do Meksyku i na Kubę
Trudno w paru zdaniach opisać te 16 dni pielgrzymki, którą mieliśmy przyjemność wspólnie przeżyć pod duchową opieką naszego proboszcza ks. Jacka Bystrona oraz Siostry Agnieszki. Tak więc po kolei.
Dnia 21.11.2009 r. przed południem spotkaliśmy się na hamburskim lotnisku. Wszyscy byliśmy podekscytowani, niemniej bardzo zadowoleni. Po sprawnej odprawie, via Paryż, odlatujemy do Mexico City. W Paryżu dołączył do nas przewodnik i zarazem organizator tej pielgrzymki – p. Mariusz Jaworski. Lot z Paryża do Mexico City był uciążliwy, gdyż trwał 12 godzin, ale w końcu jesteśmy pielgrzymami. Tam czekał na nas już autokar i miejscowy przewodnik. Był nim Meksykanin – Benjamin. Z lotniska transfer do hotelu.
Po krótkiej nocy i śniadaniu pojechaliśmy do pobliskiego kościoła na mszę św. Później zwiedzaliśmy Mexico City, jedną z największych metropolii tego świata. Zobaczyliśmy m.in. Muzeum Antropologiczne, Pałac Narodowy i katedrę. Następnie mieliśmy rejs łodziami po kanałach Xochimilco. Wielka uciecha, gdyż wraz z miejscową ludnością wzięliśmy udział w lokalnej atrakcji. Przy dźwiękach meksykańskiej muzyki zostaliśmy poczęstowani meksykańskimi potrawami i „wydani na pastwę” handlarzy. Następna atrakcja, to wyjście po kolacji na wieczór meksykańskiej muzyki, śpiewy i tańce. Do tańca dali się krótko wciągnąć niektórzy z naszych pielgrzymów, a nawet sam Ksiądz Proboszcz. Było wiele śmiechu i radości.
W następnym dniu realizowaliśmy główny cel naszej pielgrzymki czyli Guadalupe – bazylika Matki Bożej. Jest to najliczniej odwiedzane sanktuarium maryjne na całym świecie. Dla wielu z nas było to niesamowite przeżycie, móc być i modlić się w tym cudownym miejscu. Każdy z nas patrząc na cudowny obraz Matki Bożej przekazał Jej swoje osobiste intencje, z którymi tu przyleciał. Wielu z nas miało łzy w oczach patrząc na ten cudowny obraz, a także podczas mszy św. odprawianej tam dla nas przez Księdza Proboszcza. Po tych duchowych przeżyciach było trochę wolnego czasu na zakup pamiątek i na indywidualną modlitwę w bazylice.
Kolejnym etapem naszej podróży było azteckie „miasto bogów”, czyli Teotihuacan, a także zwiedzanie piramid Słońca i Księżyca. Co odważniejsi czy też sprawniejsi wdrapali się na same szczyty obu piramid. W drodze powrotnej do stolicy Meksyku zwiedziliśmy miejsca, gdzie z agawy wyrabiana jest tequila (zostaliśmy nią poczęstowani) a także różne wyroby z kamieni półszlachetnych. Przy spożywaniu kolacji oglądaliśmy występy miejscowych Indian; bajecznie kolorowo i głośno. Atmosfera była wspaniała, ale trzeba nam było jechać dalej.
W kolejnym dniu była mała zmiana w programie, którą zafundował nam p. Mariusz. Przed opuszczeniem Mexico City mieliśmy możliwość jeszcze raz udać się do Guadalupe, do bazyliki Matki Bożej; znowu chwile osobistej modlitwy i radość z tej niesamowitej atmosfery, jaka tam panuje.
Następnie udaliśmy się do Taxo, czyli „miasta srebra”. W tamtejszej katedrze uczestniczyliśmy w mszy św., następnie był obiad i mieliśmy trochę wolnego czasu na indywidualne zwiedzanie miasta. Nocleg wypadł nam w tym dniu w Acapulco, na pewno wszystkim znanego miejsca przynajmniej ze słyszenia. Acapulco to słynny kurort nad Pacyfikiem, który zachwyca i zachęca do ponownego odwiedzenia go. W godzinach popołudniowych mieliśmy przejazd autokarem po Acapulco a także pływanie stateczkiem po zatoce i zachwycanie się pięknym zachodem słońca. Na tym stateczku trafiła się naszemu Księdzu niespodzianka: został poproszony o poświęcenie tego pływającego obiektu, co też chętnie uczynił ku wielkiemu zadowoleniu tak właścicieli jak i nas pielgrzymów. Nastęnie wzięliśmy udział w ekscytującym pokazie skoków do wody ze skały Quebrada (45 m wysokości). Na szczycie tej skały znajduje się kapliczka Matki Bożej z Guadalupe, przy której modlą się skoczkowie przed swoimi brawurowymi skokami. Skoki niesamowite, których na pewno nigdy nie zapomnimy.
Kolejny dzień spędziliśmy w Acapulco. Tym razem mieliśmy w planie plażowanie i indywidualne wyjście na zakupy. Po obiedzie była możliwość udania się na wycieczkę do Laguny Coyuca (rezerwat przyrody). Pogoda była cudowna: około 30 stopni plus, lazurowe niebo i taka też woda w morzu. Aż trudno uwierzyć że w Hamburgu było w tym czasie zimno i ponuro.
Kolejny ranek to wczesny pobudka i punktualny wyjazd do Puebla. Jest to trzecie co do wielkości miasto w Meksyku. Położone jest pomiędzy czterema wulkanami. Tu zwiedziliśmy katedrę, kościół św. Dominika oraz miejscowy bazar, na którym niektórzy z pielgrzymów zrobili zakupy. Fasady budynków są tu kolorowe i często wykładane ręcznie malowanymi kaflami. Miasto było udekorowane światecznie, więc wieczorem zrobiło to na nas mocne wrażenie. Przy dźwiękach miejscowej kapeli zjedliśmy kolację i wróciliśmy na nocleg do Mexico City.
Po krótkiej nocy i śniadaniu czekał nas przejazd na lotnisko. Tam pożegnaliśmy naszego opiekuna Benjamina i odlecieliśmy na Kubę, do Hawany. Przylecieliśmy na miejsce w godzinach popołudniowych, tak więc pierwsze zwiedzanie stolicy Kuby odbyło się o zmierzchu. Na Kubie naszym przewodnikiem i opiekunem był Ricardo – rodowity Kubańczyk mówiący trochę po polsku, gdyż przed laty pracował jakiś czas w Gdańsku. Był on wesoły i towarzyski. Pod jego to opieką zaczęliśmy zwiedzanie socjalistycznej Kuby.
Msza św. w pierwszą niedzielę adwentu miała dla nas szczególne znaczenie, gdyż przeżywaliśmy ją w tak niecodziennych okolicznościach – jako pielgrzymi i to na Kubie. Następnie pojechaliśmy zwiedzać dolinę Vinales, gdzie łodziami pływaliśmy po dużej jaskini wypłukanej przez stulecia w wapiennym masywie. Odwiedziliśmy także plantacje tytoniu i wytwórnię cygar, gdzie mieliśmy okazję poznać prawie cały cykl produkcji. Podglądaliśmy fachowca w pracy, tzn. ręcznym zwijaniu cygar. Oczywiście była też okazja do ich korzystnego kupna. Po powrocie do Hawany i po kolacji zaplanowano dla nas wyjście do „kabaretu Parisien”. Z tej też okazji towarzystwo wystroiło się i pełne emocji pojechało na występy. Czekało nas tam taneczno-muzyczne przedstawienie historii Kuby oraz duży wachlarz barwnych strojów, tańców i różnej muzyki.
W kolejnym dniu zwiedzaliśmy Hawanę. Zwiedziliśmy m.in. nadmorski bulwar, plac Rewolucji, wzgórze uniwersyteckie oraz twierdzę El Morro. Zwiedziliśmy również plac św. Franciszka oraz Bodeguita del Medio – ulubione miejsce pobytu znanego pisarza Ernesta Hemingway. Trudno się dziwić, ż pisarz chętnie tutaj przebywał, gdyż miejsce jest urocze a w szczególności górny taras, z którego rozlega się wspaniały widok na miasto, obecnie mocno zniszczone.
Następnie pojechaliśmy do Cienfuegos. Po drodze zwiedziliśmy hodowlę krokodyli w Guama, gdzie też zjedliśmy obiad, a co odważniejsi zamówili sobie mięso z krokodyla. W dalszej drodze czekał nas krótki postój nad Morzem Karaibskim przy Zatoce Świń. Następnego dnia zwiedzaliśmy miasto: katedrę i plac Jose Marti (bohater walk o wyzwolenie Kuby). Uczestniczyliśmy, jak co dzień we mszy św. Tym razem mieliśmy ponownie okazję do wzruszeń, gdyż nasi współpielgrzymi – Betina i Andreas obchodzili swoją 20-tą rocznicę ślubu. Przed ołtarzem odnowili przysięgę małżeńską i otrzymali błogosławieństwo naszego Księdza, a później także gratulacje i uściski od pozostałych pielgrzymów.
Kolejnym punktem naszej pielgrzymki było zwiedzanie miasta Trynidad z jego kościołem Św. Trójcy oraz Plaza Mayor. Odwiedziliśmy także Dolinę Ingenios, byłą plantację trzciny cukrowej, gdzie mieliśmy okazję obejrzenia jak dawniej wyciskano sok przy pomocy specjalnej prasy z trzciny. Po kolejnym dniu pełnym wrażeń dotarliśmy na nocleg do hotelu w okolicy Trynidadu. Przedpołudnie następnego dnia przeznaczone było na kąpiel, wypoczynek i opalanie. Około południa wyjechaliśmy do Varadero. Po drodze zwiedziliśmy Sancti Spiriti, gdzie znajduje się najstarszy most na Kubie oraz Santa Clara z mauzoleum Che Guevary (bohater narodowy Kuby). Wszędzie byliśmy konfrontowani z życiem miejscowej ludności. Dla wielu z nas niewyobrażalne było to, że tak skromnie można żyć jak miejscowa ludność. My – pielgrzymi korzystaliśmy ze szczególnych przywilejów i udogodnień.
Na koniec naszego pielgrzymowania dotarliśmy do atrakcyjnego, pięknie położonego i z rozmachem zbudowanego kurortu Varadero. Miasto było już świątecznie przystrojone choinkami i innymi ozdobami. Robiło to niesamowite wrażenie, gdyż na zewnątrz mieliśmy słońce i upał. Tam też zostaliśmy do końca naszej pielgrzymki; hotel super, baseny, plaża i morze - wszystko „all inclusive”. Był to czas przeznaczony na wspólne rozmowy, zawiązywanie nowych znajomości czy nawet przyjaźni.
Sobota – nasz ostatni dzień. Pan Mariusz stanął na wysokości zadania i wynajął dla grupy hotelową salkę konferencyjną na nasze „pożegnalne zebranie”, czyli cichą pożegnalną mszę św. Ze zrozumiałych względów musiała ona być cicha, ale cicha była tylko na zewnątrz, gdyż w naszych sercach była radosna i dziękczynna. Koło południa wyruszyliśmy na lotnisko i w godzinach wieczornych odlecieliśmy do Paryża. Tym razem podróż zleciała o wiele szybciej, gdyż wielu te długie godziny lotu po prostu przespało. W dzień św. Mikołaja wylądowaliśmy w zimnym i ponurym Hamburgu. Byliśmy jednak szczęśliwi, że znów jesteśmy wśród swoich bliskich w domu. Za wszystko składamy serdeczne „Bóg zapłać” naszemu Księdzu Proboszczowi.