Niedziela Palmowa
W niedzielę 10 kwietnia przypada w tym roku VI niedziela Wielkiego Postu nazywana "Niedzielą Palmową", inaczej Niedzielą Męki Pańskiej. Rozpoczyna ona najważniejszy i najbardziej uroczysty okres w roku liturgicznym - Wielki Tydzień.
Liturgia Kościoła wspomina tego dnia uroczysty wjazd Pana Jezusa do Jerozolimy, o którym mówią Ewangeliści. Uroczyste Msze św. rozpoczynają się od obrzędu poświęcenia palm i procesjonalnego wejścia do kościoła. Zwyczaj święcenia palm pojawił się ok. VII w. we Francji. Z kolei procesja wzięła swój początek z Ziemi Świętej. To właśnie Kościół w Jerozolimie starał się bardzo dokładnie powtarzać wydarzenia z życia Pana Jezusa. W IV w. istniała już procesja z Betanii do Jerozolimy. W Niedzielę Palmową patriarcha otoczony tłumem ludzi wsiadał na osiołka i wjeżdżał na nim do Świętego Miasta, zaś zgromadzeni wierni, witając go z radością, ścielili przed nim swoje płaszcze i palmy. Następnie wszyscy udawali się do bazyliki Zmartwychwstania, gdzie sprawowano uroczystą liturgię. Procesja ta rozpowszechniła się w całym Kościele.
W Rzymie VI niedziela Wielkiego Postu początkowo była obchodzona wyłącznie jako Niedziela Męki Pańskiej, podczas której uroczyście śpiewano Pasję. Dopiero w IX w. do liturgii rzymskiej wszedł jerozolimski zwyczaj urządzenia procesji upamiętniającej wjazd Pana Jezusa do Jeruzalem. Z czasem jednak obie te tradycje połączyły się, dając liturgii Niedzieli Palmowej podwójny charakter - wjazd i pasja.
OSIOŁKOWA DROGA
Osiołek właśnie siano jeść skończył,
gdy niespodzianie żłób mu zabrano.
W kącie, naprzeciw, żłób teraz stał
i światłem świecił.
Lampa we żłobie?, mruknął Osiołek,
przyjrzę się bliżej, co to tam jest.
Przy żłobie stanął znieruchomiały,
dziecko zobaczył, w promieniach całe.
A to dopiero!..., mówił do siebie,
to nic nie szkodzi..., będzie nas więcej.
A co tam siano...,
on mi je odda, urośnie przecież.
A to, że świeci, to też się przyda,
lampy nie trzeba, bo wszystko widać.
Woły się budzą, kury i kaczki,
mruczał Osiołek, klęcząc u żłobu. Śmiał się i śmiał się.
Ruch wokół żłobu wnet powstał duży,
przyszli pasterze.
I jeszcze tacy, których Osiołek nigdy nie widział,
w blask przyodziani i skrzydła mieli.
U żłobu stali, śpiewy radosne rozpoczynali,
do tego grali, w pas się kłaniali.
A Osiołkowi siana rzucili
i odlecieli tam, skąd przybyli.
Obfitość siana i wspomnień tyleż,
dzień w dzień przeżuwał stary Osiołek.
Chłopca Jasnego na grzbiecie woził,
W palmowe gaje, w piaski pustyni, w egipskie strony.
Chłopca swojego byłby nie poznał, kiedy ten urósł,
gdyby nie światłość, co z niego biła.
I też go powiózł, drogą z palmowych liści usłaną,
Starego Miasta otwartą bramą.
Osiołek właśnie siano jeść skończył,
gdy coś błysnęło i zaraz zgasło.
Wyjdę, zobaczę, powiedział sobie,
na krwi kałuże zaraz się natknął.
Wąchał i wąchał, serce w nim drżało,
mój Jasny chłopiec... jego już nie ma?
Coś się z nim stało... ta krew jest jego!
On już nie przeżył dnia dzisiejszego!
A jeszcze wczoraj, w mojej gospodzie, rozmawiał ze mną,
głaskał mnie jeszcze po tej wieczerzy !
Ta krew jest jego !
Mój Jasny chłopiec, on dzisiejszego dnia już nie przeżył !
Jak wtedy, światłość pośrodku nocy,
tak teraz, za dnia, ciemność i grzmoty, jak jakaś burza.
Nie słyszał grzmotów, nie spostrzegł nocy, stary Osiołek,
Płakał i płakał. Klęczał bez czucia przy krwi kałużach.
Bernadetta Juras